Z dedykacją dla Darełkaa <3
"I gdy miną dobre dni,
Ja będę przy tobie."
Duch prześlizgnął się miedzy dwiema sosnami, bezszelestnie, nie zostawiając śladów na pokrytej igliwiami ziemi. Nagle zatrzymał się, jakby coś wyczuł - coś żywego.
Bez paniki, nakazałam sobie, lecz moje serce zaczęło bić szybciej. Jestem silna, jestem dzielna; dam radę. Objęłam rękami książki i próbowałam stać bez ruchu, lecz nie wychodziło mi to dobrze. Musiałam oddychać - na skutek wykonywanej czynności moja klatka piersiowa podnosiła się i opadała.
Duch przekręcił lekko głowę, węszą oraz lustrując ciemność. Jego twarz - gładka, biała - byłą pozbawiona jakichkolwiek emocji. Pokręcił głową patrząc w moje czekoladowe oczy. Jego źrenice momentalnie rozbłysły. Czułam jego palący wzrok. Byłam pewna, że jeśli potrwa to nie co dłużej, ten wzrok zabrał by mnie prosto do piekła.
Przełknęłam głośno ślinę, tym samym nawilżając suche gardło. Otworzyłam usta z zamiarem powiedzenia czegoś sensownego, lecz gdy próbowałam wydobyć z krtani jakikolwiek dźwięk po świecie rozsyłało się tylko głuche echo. Zagięłam dłoń w pięść i prostą rękę nakierowałam na Ducha. Poluźniając uścisk prawie dotykam jego twarzy, gdy wszystko się rozmazuje, a ja wracam do Szarej Rzeczywistości.
Odruchowo, łapczywie zabieram powietrze poprzez jamę ustną. Otwartą dłonią przecieram spocone czoło.
Nigdy więcej nie pójdę do kina z przyjaciółmi.
Ręką macam komodę obok mojego łóżka. Po kilku sekundach łapię moją zgubę - zegarek. Ciemny pokój oświetla tylko jasny księżyc zza szpar żaluzji. Właśnie w takich momentach dziękuję mamie za to, że zanim mnie zostawiła zapomniała o neonowym zegarku.
O dokładnie czwartej nad ranem postanawiam zwlec swoje zwłoki z wygodnego materaca. Jak najciszej otworzyłam drzwi od swojej sypialni. Po przygotowaniu ubioru na dzisiejszy dzień skierowałam się do małej łazienki, by wziąć zimny prysznic.
Nabrałam trochę masła na srebrny nóż, po czym zaczęłam smarować ostatnią pajdę chleba.
- Szykuj się do szkoły. - odchrząkuję babcia stając obok mnie.
Zabiera mi czajnik z rąk i sama zalewa herbatę z cytryną.
- Ostatni tydzień studiów. - poprawiam siwą kobietę.
Babcia - osoba kochająca Cię nad życie, wspierająca i towarzysząca przy każdym kroku. Gdy tylko jest taka okazja wyręcza wnuków, by sama mogła się naharować, aż do utraty świadomości. Zrównoważona, ale głośna osoba, która zawsze ma rację. Sprzeciwia się każdemu - wyjątkiem jest jej ukochany wnuk, Diego - kto postawi na swoim. Za to ją kocham - bo jest po prostu sobą.
W tym momencie do kuchni wchodzi dziadek tym samym chwytając za biały talerz z kanapkami. Udaję się do jadalni cicho podśpiewując jakąś starą, nieznaną nikomu piosenkę.
Dziadek - wesoły, zabawy, kochający. Pełen charyzmy i dobrej energii, tak na prawdę nie daję za wygraną swojemu wiekowi. Na każdym kroku pokazuję jak można cieszyć się życiem i w podeszłym wieku. Problemy z kręgosłupem ma tylko twój ojciec, ten kochający mężczyzna potrafi przetańczyć cały dzień, a na zakończenie dnia czyta bajki na dobranoc.
Wszyscy zasiadamy do stołu i zaczynamy konsumcję. Nigdy nie lubię tej chwili, gdy między nami panuje grobowa cisza. Zerkają wtedy w każde możliwe miejsce tylko nie na mnie.
- Dziękuję - mówię cicho.
Wstaję od stołu i zanoszę brudne naczynia do kuchni. Podbiegam do przedpokoju, gdy zakładam czarne buty. Z wieszaka zdejmuję torbę i otwieram drzwi. Ku mojemu zdziwieniu dostaję pięścią w nos.
- Mówi się trudno. - słyszę chichot blondynki - Uśmiech, to przecież nie bolało.
Przyrzekam, że kiedyś Cię zabiję.
Bez paniki, nakazałam sobie, lecz moje serce zaczęło bić szybciej. Jestem silna, jestem dzielna; dam radę. Objęłam rękami książki i próbowałam stać bez ruchu, lecz nie wychodziło mi to dobrze. Musiałam oddychać - na skutek wykonywanej czynności moja klatka piersiowa podnosiła się i opadała.
Duch przekręcił lekko głowę, węszą oraz lustrując ciemność. Jego twarz - gładka, biała - byłą pozbawiona jakichkolwiek emocji. Pokręcił głową patrząc w moje czekoladowe oczy. Jego źrenice momentalnie rozbłysły. Czułam jego palący wzrok. Byłam pewna, że jeśli potrwa to nie co dłużej, ten wzrok zabrał by mnie prosto do piekła.
Przełknęłam głośno ślinę, tym samym nawilżając suche gardło. Otworzyłam usta z zamiarem powiedzenia czegoś sensownego, lecz gdy próbowałam wydobyć z krtani jakikolwiek dźwięk po świecie rozsyłało się tylko głuche echo. Zagięłam dłoń w pięść i prostą rękę nakierowałam na Ducha. Poluźniając uścisk prawie dotykam jego twarzy, gdy wszystko się rozmazuje, a ja wracam do Szarej Rzeczywistości.
Odruchowo, łapczywie zabieram powietrze poprzez jamę ustną. Otwartą dłonią przecieram spocone czoło.
Nigdy więcej nie pójdę do kina z przyjaciółmi.
Ręką macam komodę obok mojego łóżka. Po kilku sekundach łapię moją zgubę - zegarek. Ciemny pokój oświetla tylko jasny księżyc zza szpar żaluzji. Właśnie w takich momentach dziękuję mamie za to, że zanim mnie zostawiła zapomniała o neonowym zegarku.
O dokładnie czwartej nad ranem postanawiam zwlec swoje zwłoki z wygodnego materaca. Jak najciszej otworzyłam drzwi od swojej sypialni. Po przygotowaniu ubioru na dzisiejszy dzień skierowałam się do małej łazienki, by wziąć zimny prysznic.
Nabrałam trochę masła na srebrny nóż, po czym zaczęłam smarować ostatnią pajdę chleba.
- Szykuj się do szkoły. - odchrząkuję babcia stając obok mnie.
Zabiera mi czajnik z rąk i sama zalewa herbatę z cytryną.
- Ostatni tydzień studiów. - poprawiam siwą kobietę.
Babcia - osoba kochająca Cię nad życie, wspierająca i towarzysząca przy każdym kroku. Gdy tylko jest taka okazja wyręcza wnuków, by sama mogła się naharować, aż do utraty świadomości. Zrównoważona, ale głośna osoba, która zawsze ma rację. Sprzeciwia się każdemu - wyjątkiem jest jej ukochany wnuk, Diego - kto postawi na swoim. Za to ją kocham - bo jest po prostu sobą.
W tym momencie do kuchni wchodzi dziadek tym samym chwytając za biały talerz z kanapkami. Udaję się do jadalni cicho podśpiewując jakąś starą, nieznaną nikomu piosenkę.
Dziadek - wesoły, zabawy, kochający. Pełen charyzmy i dobrej energii, tak na prawdę nie daję za wygraną swojemu wiekowi. Na każdym kroku pokazuję jak można cieszyć się życiem i w podeszłym wieku. Problemy z kręgosłupem ma tylko twój ojciec, ten kochający mężczyzna potrafi przetańczyć cały dzień, a na zakończenie dnia czyta bajki na dobranoc.
Wszyscy zasiadamy do stołu i zaczynamy konsumcję. Nigdy nie lubię tej chwili, gdy między nami panuje grobowa cisza. Zerkają wtedy w każde możliwe miejsce tylko nie na mnie.
- Dziękuję - mówię cicho.
Wstaję od stołu i zanoszę brudne naczynia do kuchni. Podbiegam do przedpokoju, gdy zakładam czarne buty. Z wieszaka zdejmuję torbę i otwieram drzwi. Ku mojemu zdziwieniu dostaję pięścią w nos.
- Mówi się trudno. - słyszę chichot blondynki - Uśmiech, to przecież nie bolało.
Przyrzekam, że kiedyś Cię zabiję.
#JA#
Witam w ten jakże piękny dzień, kiedy zamiast uczyć się wiersza
przychodzę z rozdziałem.
Bravka dla mnie.
Długo czekaliście na ten jakże krótki rozdzialik,
no ale to przez moją ukochaną kuzynkę.
Stwierdziła, że jedynka jest do dupy i postanowiła ją usunąć,
a tak mam +6 rozdziałów :D
Więc jest dobrze [chyba]
Jak widać V. mieszka z dziadkami!
Ale czy ktoś jeszcze tam mieszkać może :P
Może ojciec? Albo brat? Siostra?
Hęęęę?
Ktoś pomyślał? No..
Czekam na komentarze, co do rozdziału.
Honey aka Miodzik aka Jednorożec